Iwaszkiewicz w poziomie i pionie
Drugi, z niecierpliwością oczekiwany, tom „Dzienników” Jarosława Iwaszkiewicza ukazuje się niemal w przededniu 30. rocznicy śmierci ich autora.
To kolejna okazja do dyskusji nad miejscem tego twórcy w kulturze polskiej, ale i do ferowania ocen, z którymi – nie czekając na edycję całości „Dzienników” – pospieszyła się „Gazeta Wyborcza”, już trzy lata temu urządzając debatę mającą, jak się zdaje, wykazać małość Iwaszkiewicza. Zwłaszcza w zestawieniu z jego wiecznym antagonistą – Antonim Słonimskim. Zamierzenie udało się połowicznie, jako że już wówczas wśród dyskutantów znaleźli się i tacy, którzy przerywając potoki pretensji i żalów pod adresem „kolaboranta bez nadziei” i „Petaina polskiej literatury”, przypominali, że był to jednak i przede wszystkim poeta i prozaik wielkiego formatu.
Wszyscy mężczyźni płaczą
Czy równie wielkim był diarystą? Na pewno niepoślednim. Drugi tom „Dzienników”, z lat 1956 – 1963, jest daleko ciekawszy od pierwszego, gdyż Iwaszkiewicz zaniechał zapisywania w nim niemal tego samego, co później można było przeczytać w jego książkach.
20 lutego 1959 r. naszła go zresztą w związku z tym autorefleksja: „Trochę mi wstyd tego, że ten dziennik zamienił się całkowicie w dziennik o Jurku (Błeszyńskim, zmarłym niebawem – 28 maja 1959 r. kochanku Iwaszkiewicza, jego wielkiej miłości – przyp. K.M.), że wciąż powracam do niego. Ale to ponad moje siły pisać teraz o czymś innym w dzienniku. O czym innym to ja piszę do druku”.
Otóż to; tym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta