Alberto kunktator, król Tour de France
Atakował, kiedy widział słabość, dobrze krył swoje tajemnice. Był innym Contadorem, ale znów wygrał
Ten, którego nazywają rewolwerowcem, w sobotę wyjątkowo nie strzelał z palca na mecie ani na podium. Gdy prezentował się w żółtej koszulce, zakrył rękami twarz. Płakał jeszcze przed dekoracją, przyjmując gratulacje za kolejny wygrany Tour de France.
W ostatnim dniu prawdziwego ścigania, po jeździe na czas między winnicami niedaleko Bordeaux, Alberto Contador powiększył przewagę nad Andym Schleckiem, dołączył do ledwie ośmiu kolarzy, którzy wygrali Tour co najmniej trzy razy. Ale zapamięta sobotę jako koszmar.
Pracownik kolarstwa
To jego czwarty TdF i mówi, że nigdy nie czuł się na trasie tak źle. Wydawało mu się w pewnym momencie, że już przegrał wyścig. W nocy źle spał, miał problemy żołądkowe. Ze startu ruszył bardzo ostro, żeby jak zwykle, gdy ma problemy, udawać mocniejszego, niż jest. Robił to kilka razy w tegorocznym Tourze, ale w sobotę przesadził.
Na 25. kilometrze, w połowie drogi, z 8 sekund przewagi nad Schleckiem została jedna. Contador ciągle szukał dobrego miejsca na siodełku, poprawiał kask. W samochodzie Astany trwały narady, czy mu mówić prawdę o przewadze. On narad nie słyszał, ale przyznał, że nie wiedział, w które komunikaty wierzyć, a w które nie.
W końcu zacisnął zęby i jak zwykle pokonał kryzys. Stratę zaczął zamieniać w przewagę. Nigdy go nie uważano za kolarza ze stoperem w głowie, to była...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta