Kolejka, która nigdy nie jeździła całą trasą
Na prawym brzegu Wisły istniała kiedyś kolejka Jabłonna – Warszawa – Karczew. Rzecz w tym, że na rozkładach jazdy nigdy nie było pociągu Jabłonna – Karczew. Można było jechać wyłącznie do połowy trasy, czyli do Warszawy, i potem przesiadać się.
Pod koniec XIX wieku żywiołowo rozwijająca się stolica potrzebowała sprawnej komunikacji z peryferyjnymi miejscowościami, skąd dowożono m.in. żywność oraz mleko. Za inwestycje kolejowe brali się ludzie mający spore pieniądze, tacy jak w spółce zamierzającej budować linię z Jabłonny poprzez miasto aż do Wawra – wśród 12 udziałowców naliczyliśmy jednego księcia i pięciu hrabiów. W 1899 roku zaczęto kłaść szyny, a już w połowie następnego roku jeździły pociągi między Jabłonną i Warszawą. Konkretnie zaś – stacją nadwiślańską przy moście Aleksandrowskim, który warszawiacy nazywali – Kierbedzia; stację zaś – Most. Leżała tak blisko Wisły, iż każda większa powódź zalewała tory i w końcu podniesiono je o dwa metry, co nieco poprawiło sytuację – teraz zalewało raz na kilka lat.
Intensywny żywot
Linia do Jabłonny była relatywnie szybka jak na ten środek transportu, gdyż 17-kilometrowy odcinek małe lokomotywki pokonywały w trzy kwadranse. Ruch panował tam nadspodziewany.
Minęło pół roku i zbudowano resztę linii – do Wawra. Dwuwagonowe składy, jak zadekretowała władza, jeździły po Warszawie z prędkością do 12 wiorst na godzinę, czyli prawie 13 km/h. Niby bezpiecznie bo nie za szybko, a mimo to wciąż...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta