Polityk niekompletny
Miniony rok pokazał, jak ważną postacią dla Jarosława był Lech. Razem stanowili jeden polityczny wehikuł. Prezes PiS był w nim motorem, a prezydent hamulcami. Dziś tych hamulców już nie ma – pisze publicysta
Mało kto o tym pamięta, ale jeszcze kilka lat temu Lech Kaczyński wcale nie był w środowisku PiS traktowany jako polityk wybitny. Ta rola rezerwowana była dla Jarosława Kaczyńskiego. Jego pierwszeństwo i dominacja nad bratem nie ulegały wątpliwości. To Jarosława – jeszcze od czasów PC – zwano dużym Kaczorem, w odróżnieniu od Lecha, czyli Kaczora małego. W prezesie widziano stratega, wodza, przywódcę. Jego brat był jedynie figurą na szachownicy. Ważną, ale tylko figurą. Gracz był jeden.
Sam Lech Kaczyński ten podział ról chętnie i dość pogodnie akceptował, czego najlepszym wyrazem był słynny raport z wieczoru wyborczego w
2005 roku. – Panie prezesie, zadanie wykonano – zameldował wówczas bratu świeżo upieczony prezydent. Uczynił to ze sporą dozą autoironii, na którą nie zwrócili uwagi ani zwolennicy PiS (traktujący ów meldunek jako potwierdzenie rodzinno-politycznego status quo), ani jego przeciwnicy (dla nich było to potwierdzenie starej wizji, w której Lech był jedynie bezwolną marionetką Jarosława).
Lewa i prawa półkula
Jeszcze w czasach swej prezydentury Lech Kaczyński trzymał się w cieniu, dopóki premierem był jego brat. Dopiero po zwycięstwie Platformy Obywatelskiej w środowisku PiS narodził się swego rodzaju kult prezydenta jako głównej siły opozycyjnej dbającej – w przeciwieństwie do rządu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta