Relikt zimnej wojny
Na dyplomatycznych salonach traktowano Hugo Chaveza albo jako groźnego demagoga, albo zwyczajnego pajaca. Jego werbalne ADHD połączone z ignorancją i wiarą we własną propagandę było nie do strawienia – pisze publicysta.
Wenezuela ma teraz dwie drogi. Pierwsza prowadzi na coraz dalsze manowce „boliwariańskiej rewolucji", jak Hugo Chavez lubił nazywać swoje rządy; druga to jakaś forma kapitalizmu. Pierwszą utożsamia namaszczony przez Chaveza wiceprezydent Nicolas Maduro, który w dniu śmierci swego szefa oskarżył Stany Zjednoczone o spisek i zarażenie go śmiertelną chorobą. Drugą – przedstawiciele głodnej władzy opozycji.
Schedą po rządach Chaveza jest trudna sytuacja gospodarcza, wysoka inflacja, kryzys energetyczny, uzależnienie kraju od cen ropy naftowej oraz rozbuchane oczekiwania biednych mas, którym zmarły 5 marca prezydent serwował przysłowiową rybę i których nie nauczył posługiwać się wędką.
Zmasowana propaganda zrobiła swoje. Miliony Wenezuelczyków wierzy w opiekuńczość i mądrość Chaveza. I wielu z nich szczerze go opłakuje. Świadomość jego prawdziwej roli oraz stanu gospodarki i państwa po jego rządach jest w społeczeństwie niewielka. Narzucają się skojarzenia z Polakami opłakującymi przed laty śmierć Stalina.
Każdy następny przywódca Wenezueli, który będzie chciał rządzić jak mąż stanu, myślący nie o utrzymaniu władzy, tylko o niezbędnych reformach gospodarki i państwa oraz o zbudowaniu pełnej demokracji i społeczeństwa obywatelskiego, będzie musiał się zetrzeć z populistyczną spuścizną Chaveza.
A jest to nie tylko spora część społeczeństwa, zdemoralizowana i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta