Dewey był do uratowania
Jarosław Grzesiak | Wyszliśmy cało z chyba największej katastrofy na rynku prawniczym – ocenia partner zarządzający warszawskim biurem kancelarii Greenberg Traurig w rozmowie z Ewą Usowicz.
Rz: Żyje pan po tym ostatnim roku?
Jarosław Grzesiak: Żyję, ale lekko nie było.
To jak się pan czuje jako „feniks z popiołów"?
Nie wyobraża pani sobie, jak bardzo się cieszę z tego wyróżnienia Chambersa! Co prawda już raz, w 2008 r., dostaliśmy tę nagrodę, ale nie spodziewałem się, że zostaniemy Firmą 2013 roku! Rok wcześniej marzyłem, aby udało nam się utrzymać polski zespół kancelarii pod nową marką, po upadku Dewey & LeBouef. Rzeczywiście, kapituła użyła określenia, że „odrodziliśmy się jak feniks z popiołów", bo wyszliśmy cało z chyba największej katastrofy na rynku prawniczym, nie tracąc przy tym na jakości i zachowując zespół w komplecie. Cieszę się też, że poza wyróżnieniem dla kancelarii nagrodę „za całokształt", jako druga w historii osoba z Polski, odebrał mój wspólnik i przyjaciel Lejb Fogelman.
To przypomnijmy, co się dokładnie stało w 2012 r. Upadła nowojorska kancelaria Dewey LeBouef, z ponadstuletnią tradycją i 25 biurami na całym świecie. Pan zarządzał warszawskim biurem. Kłopoty zaczęły się w Stanach – pamięta pan, kiedy się o nich dowiedział?
W połowie marca 2012 r. Niespełna dwa miesiące później byliśmy już w Greenberg Traurig. To chyba rekord świata, bo w tym czasie najpierw podejmowaliśmy próby ratowania...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta