Mistrzyni – córka tatusia
Nieduża, niepozorna, niezbyt atletyczna, z garażowej szkoły dr. Waltera. Wygrała właśnie Wimbledon.
Krzysztof Rawa z Londynu
Pani Sophie Bartoli narzeka, że garaż ich szwajcarskiego domu w Rolle (to miasteczko niedaleko Genewy) wciąż zawalony jest wynalazkami męża. Jakieś stare maszyny do wystrzeliwania piłek, dziecięce rakiety różnej długości, zakrzywione czarne rury własnego pomysłu w kształcie litery L – do poprawiania płynności zamachu, piłki do rugby. Doktor Walter Bartoli nie pozwala niczego wyrzucić. Używane piłki wyciąga z kosza Country Club w Bellevue, na północnych obrzeżach Genewy. Zdziwionym mówi: – One też nadają się do gry, każda odbija się inaczej, w Wielkim Szlemie trzeba być gotowym na wszystko.
Piłkę do rugby bierze w trasę często, wziął także na ostatni Wimbledon. W czasie rozgrzewki rzucał ją w kierunku córki, Marion musiała złapać zanim skórzane jajo odbiło się od trawy drugi raz.
Tak było zawsze – ojciec coś wymyślał, potem szedł do córki i ćwiczyli, a fachowcy albo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta