Atom z wilczymi oczami
Wizja polskiego atomu jednych podnieca, innych przeraża. Dla pierwszych to w mniejszym stopniu element zawiłej układanki narodowego bilansu energetycznego, a bardziej symbol postępu, nadwiślańskiego progresizmu, pogoni za światem; drudzy, przeciwnie, widzą w atomie jeśli nie cień Hiroszimy, to pierwszy krok na ścieżce do całkowitej degradacji planety.
Czy jesteśmy w tym różni od reszty świata? O tyle może, że podobne histerie w Stanach, Francji czy Rosji są domeną ruchów o charakterze marginalnym (świadomie wyłączam z tego wyliczenia Niemcy i Japonię, gdzie w przeciwieństwie do reszty świata obywatele gotowi są w tej kwestii bronić któregoś z okopów), w Polsce zaś, dla której atom (jeśli nie liczyć Czarnobyla) to ciągle abstrakcja, przybierają rozmiary dość powszechnych społecznie traum. I to traum na tyle mocnych, że programy rozwoju energetyki jądrowej nie mogły się rozwinąć przez trzydzieści...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta