Sieroty po Brazylii
Futbol w Brazylii był przez kilkadziesiąt lat kolosem na glinianych nogach. Ale wydawał się niezniszczalny. Cios przyszedł w najgorszym momencie.
To było coś takiego jak Związek Radziecki. Na logikę powinien upaść znacznie wcześniej, ale trwał, siejąc postrach. Brazylia powalała nazwą, słowo „Canarinhos", kolejne gwiazdki na żółtych koszulkach za tytuły mistrza świata stanowiły symbol wszystkiego, co najlepsze. Jednym tchem świat wymieniał nazwiska od Pelego przez Zico, Romario, Ronaldo, po Neymara, widząc w nich uosobienie wszystkiego, co w piłce nożnej najpiękniejsze. Ale ostatni raz na mundialu Brazylia miała reprezentację godną najwyższych pochwał w roku 1982, kiedy przegrała z Włochami. Potem byli już tylko piłkarze, a nie drużyny. Łącznie z tymi, które zdobywały Puchar Świata w latach 1994 i 2002.
Dawne zespoły Brazylii łączyło jedno: miały co najmniej kilku piłkarzy, którzy są wciąż uznawani za najlepszych na swoich pozycjach w historii futbolu. W dwóch przypadkach można nawet mówić o całych genialnych jedenastkach (z 1958 i 1970 roku). Można z nimi porównać tylko Urugwaj z lat 20. i pierwszego mundialu, austriacki Wunderteam z początku lat 30., Węgry z lat 50., Niemcy z 70., Hiszpanię z ostatnich, ale do takich ocen potrzebny jest dystans.
W roku 1958 Brazylia miała Pelego, Garrinchę i Didiego. Cztery lata później była bardzo podobna. W roku 1970...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta