Bezdroża stylu
„Wschód” Andrzeja Stasiuka to dowód, że nawet wybitny stylista, aby napisać dobrą książkę, musi mieć coś do powiedzenia.
Trzeba uważać z dowcipami. Kiedy Andrzej Stasiuk wydał kabotyński „Dojczland", najgorszą książkę w swoim dorobku, w której opisywał wojaże po Niemczech z butelką Jima Beama w plecaku, zażartowałem, że „teraz czas na Russland". Bo w taki sposób („jadę, widzę i się dziwię, a czasem podziwiam albo żartuję") można napisać o każdym kraju. I oto mamy ów Russland, tyle że pod nazwą „Wschód".
Więcej żartować nie będę, bo sprawa w sumie jest poważna, ale nie zdziwcie się państwo, gdy za kilka lat do waszych rąk trafi kolejny tom podróżnej prozy Stasiuka, w którym będzie sprzedawał czytelnikom refleksje na poziomie rozgarniętego licealisty udające literackie objawienia. Nie zdziwcie się również, gdy przeczytacie recenzje, że oto ukazała się kolejna wybitna książka, a może wręcz arcydzieło. Takie opinie czytaliśmy po ukazaniu się „Wschodu" i jest to jeden z licznych dowodów, że polskim krytykom nie można ufać.
Zbyt łaskawi recenzenci
Prawdę mówiąc, miałem nadzieję, że Andrzej Stasiuk zarzuci pisanie swojej podróżnej prozy. Po „Jadąc do Babadag", które miało poważne słabości, ale też wiele zalet, było z jakością tych tekstów coraz gorzej. Czasem odnosiło się wrażenie, że pisarz porusza się na granicy autoparodii, a nawet ją przekracza. Ale wciąż pojawiały się kolejne relacje z wypraw, a...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta