Kłopoty z definicją, czyli różne rozumienia demokracji
Czy na świecie zbliżamy się do końca liberalnego modelu?
Mamy poważny problem, gdy mówimy o demokracji. O demokracji w ogóle oraz o demokracji w naszym kraju. Wszystkie strony sporu politycznego, Trump i Clinton, Le Pen i Hollande, Kaczyński i Schetyna, twierdzą, że działają w jej interesie i w zgodzie z jej wartościami. Kłamią? Świadomie manipulują? Łżą w żywe oczy? Nie, oni wszyscy naprawdę sądzą, że działają demokratycznie i walczą o demokrację. Tyle tylko, że inaczej ją rozumieją.
Mamy bowiem kłopoty z definicją demokracji. W wydanej w tym roku książce „Koniec demokracji" wyjaśniam szczegółowo wszystkie problemy definicyjne, ale tu postaram się w skrócie pokazać, na czym polega problem. Czy nazwalibyśmy demokratycznym rozwiązanie odbierające prawa wyborcze kobietom, Żydom czy ubogim – jeśli zagłosowałaby za tym w referendum ponad połowa uprawnionych? Czy za demokratyczne uznalibyśmy przyznanie rodzicom prawa do zabicia córki, która nie chce wyjść za mąż w zgodzie z ich wolą – jeśli takie prawo uchwaliłby wyłoniony demokratycznie Sejm? Czy zgodna z duchem i regułami demokratycznymi byłaby ustawa – przyjęta zdecydowaną większością głosów w parlamencie i podpisana przez legalnie wybranego prezydenta – wprowadzająca segregację rasową, getto ławkowe dla obywateli RP niepolskiego pochodzenia lub nakazująca ludziom upośledzonym umysłowo korzystanie z przymusowej sterylizacji?
Każdy, komu bliskie są...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta