Talent, otwartość i skromność
O wikarym z „Rancza", rosyjskiej duszy i smaku cukierków oraz o tym, dlaczego w rodzinnych Świebodzicach nie ma już Wolności – opowiada Mateusz Rusin, aktor Teatru Narodowego.
Rz: Czy jesteśmy muzykalnym narodem? Pytam o to serialowego wikarego Macieja z „Rancza".
Mateusz Rusin: Bez wątpienia jesteśmy. Przejawia się to szczególnie podczas rodzinnych uroczystości. Swojskiego brzmienia nabieramy zwłaszcza po spożyciu określonych napojów, które niektórym dodają otuchy. Ale mówiąc poważnie, lubimy słuchać muzyki, śpiewać. Z chodzeniem na koncerty bywa różnie, ale często bawimy się przy muzyce.
O tę muzykalność zapytałem, bo pamiętam serialową scenę z „Rancza", gdzie jako wikary próbujesz stworzyć chór w Wilkowyjach i wszyscy jak wilki wyją z pełnym oddaniem. A ty, słuchając tego, przeżywasz katusze. Czy muzykalność wikarego wzięła się z twojej własnej muzykalności?
Kiedy autorzy serialu bardziej poznali odtwórców poszczególnych ról, zaczęli pisać trochę pod nich. Z wikarym Maciejem było podobnie. Wojciech Adamczyk, reżyser był na moim koncercie i wpadł na pomysł, by te moje zainteresowania muzyczne przenieść na serialową postać. Myślałem, że skończy się na graniu na gitarze, a tu doszedł jeszcze chór.
Urodziłeś się w Świebodzicach malowniczym miasteczku Dolnego Śląska. Czy przypomina ono choć trochę serialowe...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta