Uzasadnienia do moich wyroków piszę sama
Nigdy nie poprosiłam o przydzielenie asystenta, bo w moim przekonaniu on mi pomóc nie może. Może mam staromodne spojrzenie na to, co to znaczy być sędzią, ale takie jest i po latach go nie zmienię – mówi sędzia w rozmowie z Agatą Łukaszewicz i wyjaśnia, dlaczego nie korzysta w pracy z komputera, tylko z maszyny do pisania.
Rz: W „Rzeczpospolitej" pisaliśmy o zlecaniu pisania wyroków przez Trybunał Konstytucyjny. Chodzi o to, że osoby niebędące sędziami pisały projekty orzeczeń Trybunału na podstawie umów o dzieło i brały za to pieniądze. Pani zdaniem to naganne czy do przyjęcia?
Ale o czym pani mówi? Prawnikowi z wieloletnim doświadczeniem, sędziemu, który wie, jak należy ten zawód wykonywać, nie sposób nawet odnieść się do takiej sytuacji.
W sumie takie sytuacje nie powinny dziwić. W sądach powszechnych przecież sędziowie nagminnie korzystają z pomocy asystentów. Pani należy do nielicznych, którzy nigdy nie mieli asystenta i nie chcą go mieć. Dlaczego?
Ponieważ nie widzę miejsca na tego rodzaju współpracę i możliwość wykorzystania pracy asystenta. Dzisiejsze regulacje dotyczące pracy asystenta w moim przekonaniu nie pozwalają sędziemu orzekającemu, zwłaszcza w sądzie I instancji, na korzystanie z jego pomocy.
Wielu sędziów jednak z niej korzysta. Co pani przeszkadza?
To ich sprawa. Ja nie widzę momentu w postępowaniu przed sądem, w którym mógłby mnie wyręczyć asystent. Zacznijmy od początku. Jeżeli z przepisu wynika, że asystent miałby być pomocny na etapie przygotowania do rozprawy, to w czym mógłby być pomocny? Przecież przygotowując się do rozprawy, muszę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta