Handlarz sztuką zdegenerowaną
Znalezienie kolekcji Gurlitta było jednym z największych odkryć XXI w. Warte 1,3 mld euro obrazy od razu stały się przedmiotem sporu. Ich posiadacz był pozbawionym skrupułów marszandem, czy ratował skazane na zagładę dzieła sztuki?
Nazwisko Gurlitt wywołuje spore emocje w świecie sztuki. W listopadzie ubiegłego roku temat jego kontrowersyjnych zbiorów wrócił do mediów z powodu dwóch wystaw: w Bernie i w Bonn. W sprawę zaangażowane są rządy, instytucje, muzea, krewni Gurlitta i spadkobiercy kolekcjonerów, których zagrabione przez nazistów dzieła sztuki stały się przedmiotem handlu wąskiej grupy ludzi.
O niezwykłej kolekcji Corneliusa Gurlitta w Monachium, w dzielnicy Schwabinger świat dowiedział się jesienią 2013 roku dzięki publikacji w tygodniku „Focus". Od odkrycia zbiorów do publikacji artykułu minęło półtora roku. Kolekcja została zajęta i zabezpieczona przez prokuraturę w Augsburgu. Było to konieczne między innymi z uwagi na warunki, w jakich znajdowały się obrazy, wśród piętrzących się gór puszek i innych odpadków. Przeciwko Gurlittowi wytoczono postępowanie karnoskarbowe.
Odkrycie było fascynujące – 1258 obrazów odziedziczonych, jak twierdził ich posiadacz, po ojcu. Kim był Hildebrand Gurlitt, ojciec Corneliusa, w świecie sztuki nie było tajemnicą. W latach 30. i 40. ub. wieku był jednym z głównych niemieckich handlarzy tzw. sztuką wynaturzoną, czyli np. obrazami ekspresjonistów i modernistów. Był jednym z tych, którzy mieli oczyścić z niej nazistowskie Niemcy. Zachodziło więc podejrzenie, że obrazy, a przynajmniej ich...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta