Wąsy działają
Rozmowa z Adamem Małyszem, dyrektorem w Polskim Związku Narciarskim do spraw skoków i kombinacji norweskiej.
Rzeczpospolita: Pamięta pan pierwszą wizytę na Wielkiej Krokwi?
Adam Małysz: To było dawno, jak miałem pięć lub sześć lat. Wychodzi, że w 1983 roku. Niewiele z tamtej wizyty pamiętam. Nie pamiętam także pierwszego skoku, może tylko niektóre próby z czasów juniorskich, pojedyncze wydarzenia, które mogły mi utkwić w pamięci.
Które utkwiło najmocniej?
Pierwszy upadek. Złapało mnie na końcu progu, poleciałem na głowę, narta na buli wbiła się w śnieg. Złamała się i tam została. Ja pokoziołkowałem na sam dół. Tego nie zapomnę także dlatego, że gdy siedziałem już na dole, cały biały i poobijany, to właśnie przyszedł na skocznię pan Marek Siderek i powiedział do kogoś obok: – Chłopaki jeszcze nie skaczą, bo flaga na buli jest wbita... To była moja narta i takich sytuacji się nie zapomina.
Ale nawet po takiej przygodzie do dziś pan powtarza, że Wielka Krokiew jest przyjazna dla skoczków...
Bo ją lubię, jest przyjemna i lubią na niej skakać również inni zawodnicy. To może nie jest łatwa skocznia, ale też nie jest tak trudna jak inne, które nie wybaczają jakichkolwiek błędów.
Jakie wspomnienia wywołuje u pana hasło: Puchar Świata w Zakopanem? Co pan widzi najpierw?
Sto tysięcy ludzi pod Krokwią w czasie, gdy właśnie zaczęły się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta