Przewodnik ze świetlicy na salony
Był czarodziejem pingpongowej rakietki. Gdyby żył, kończyłby 60 lat. To on wprowadził polski tenis stołowy w wielki świat.
– Takiego gracza nigdy wcześniej ani później nie mieliśmy – mówi o Grubbie Stefan Dryszel, jego kolega i członek drużyny, która w 1985 roku w Goeteborgu zdobyła jak dotąd jedyny (brązowy) polski medal drużynowych mistrzostw świata. – Umiał wszystko, a jego bekhend filmowali Chińczycy i Japończycy, gdyż był zjawiskowy i niepowtarzalny.
W 1989 roku Grubba stanął na podium mistrzostw świata w Dortmundzie w turnieju indywidualnym. Ograł wtedy do zera najlepszego z Chińczyków, Ma Wenge, by w półfinale przegrać 1:3 z genialnym Szwedem Janem-Ove Waldnerem zwanym Mozartem ping-ponga.
Rok wcześniej wygrał Puchar Świata w Chinach, ale medalu na igrzyskach olimpijskich w Seulu nie zdobył.
Zakład przeciwko sobie
Miał wielką szansę stanąć na olimpijskim podium w Barcelonie (1992) w parze z Leszkiem Kucharskim.
Medal w deblu wydawał się być w zasięgu ręki. Francuzi, Jean Philippe Gatien i Damien Eloi, przegrali pierwszego seta, w drugim Grubba z Kucharskim prowadzili 20:11. A jednak stało się, oddali wygrany, wydawałoby się, mecz.
Sam Grubba powiedział kiedyś, że urodził się, by ładnie przegrywać. Trochę przesadził, ale prawdopodobnie gdyby wykorzystał swoje szanse w przegranych finałach mistrzostw Europy, najpierw z Ulfem Bengtssonem w Moskwie (1984) i sześć lat później w Goeteborgu z Mikaelem Appelgrenem, jego kariera potoczyłaby się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta