Szybko zapomnimy
Mundial | To był emocjonujący turniej na przeciętnym poziomie. Mistrzostwa świata nie są już motorem napędzającym futbol. Stefan Szczepłek
Skończyły się czasy, gdy na mundial czekaliśmy jak na święto, podczas którego zobaczymy coś nowego, co zapewni przewagę i stanie się wzorem dla całego świata. Jakąś „brazylianę" Pelego i jego partnerów, „futbol totalny" Holandii Rinusa Michelsa oraz Johana Cruyffa, grę bez skrzydłowych Anglii Alfa Ramseya czy hiszpańską tiki takę Xaviego i Andresa Iniesty.
Do tego dochodziły największe gwiazdy, mówiło się więc o mistrzostwach Pelego (1958), Garrinchy (1962), niezwyciężonej, być może najlepszej w historii Brazylii z Pele, Rivelino i Jairzinho (1970), mundialu Franza Beckenbauera i Johana Cruyffa (1974), Diego Maradony (1986), Zinedine Zidane'a i trójkolorowej Francji (1998), Ronaldo (2002). Późniejsze mistrzostwa po prostu się odbyły. Miały swoich bohaterów, ale pamięć o nich mijała po czterech latach, gdy pojawiały się nowe gwiazdy, a stare czasami z hukiem spadały. Tak właśnie będzie z mistrzostwami w Rosji.
Nuty wciąż podstawą
Na całym świecie od dawna nie obowiązują schematy taktyczne. Dawniej przez około ćwierć wieku stosowano angielski system WM, dopóki nie obnażyła go węgierska „Złota Jedenastka". Jej ustawienie i sposób gry rozwinęli Brazylijczycy, tworząc 4-2-4 i 4-3-3. Holendrzy przestrzegali zasad ustawienia zawodników na boisku, ale stawiali na ich wszechstronność. Zaczęły się zacierać różnice...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta