Nie oczekiwałem laurów, które zapewniają inne sporty
Tomasz Bartnik | Mieszka i trenuje w Siedlcach, jest zawodnikiem Legii, służy w wojsku w Bydgoszczy. Mistrz świata w strzelectwie, jako jeden z pierwszych polskich sportowców wywalczył kwalifikację na igrzyska w Tokio.
ZR: W tym sezonie mistrzostwo świata polskiego sportowca to rarytas. Pan jest dopiero drugim Polakiem ze złotym medalem i jako jeden z pierwszych wywalczył kwalifikację olimpijską. Czy doceniono pana sukces i mało popularną dyscyplinę, którą pan uprawia – strzelectwo sportowe?
Tomasz Bartnik: Czytałem dużo pozytywnych informacji o strzelectwie. Patrzę na to jednak z mojej perspektywy. Mam świadomość, że nikt się nami specjalnie na co dzień nie interesuje, bo jest to dyscyplina niszowa. Wzmianki o strzelectwie sportowym pojawiają się przy okazji dużych imprez, i to dopiero wtedy, kiedy są sukcesy, takie jak medal olimpijski. Ja do tej pory nie miałem znaczących osiągnięć na mistrzostwach. Raz było siódme miejsce.
To był nieoczekiwany sukces?
Z trenerem Andrzejem Kijowskim wiedzieliśmy, że stać mnie co najmniej na awans do finału. Miałem bardzo dobre ostatnie dwa sezony, cały czas robiłem postępy. Zawsze brakowało mi czasu na spokojny trening, dogranie szczegółów. W tym roku, jako że mistrzostwa świata były rozgrywane we wrześniu, mogłem solidnie popracować. Tuż przed startem obaj zdawaliśmy sobie sprawę, jak dobrze jestem przygotowany do zawodów. Planem minimum dla mnie i trenera był finał, ale prawdziwa walka zaczynała się dopiero po awansie. Chodziło o to, by...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta