Ubrania mają być tanie, nieważne z jakiej kolekcji
handel | Producenci odzieży mają wielki ból głowy z powodu coraz szybciej rosnącego segmentu sklepów z ubraniami od razu przecenionymi. Centra outletowe robią furorę. piotr mazurkiewicz
Rynek ten z angielskiego jest nazywany off-price, a sklepy tego typu znane są z tego, że od razu po wprowadzeniu produktu do oferty jest on przeceniony. Na wejściu zazwyczaj 20–30 proc., a gdy dłużej się nie sprzedaje, cena spada dalej, nawet o 70 proc.
Wabienie obniżkami
Segment robi na świecie prawdziwą furorę, jak wynika z raportu firmy McKinsey przez trzy ostatnie lata w Europie jego wartość wzrosła o 32 proc. Firma podaje, że w związku z rozwojem tego typu sklepów w 2012 r. obroty sektora handlowego na świecie zostały uszczuplone o 362 mld dol., a w 2015 r. ta kwota wynosiła już 472 mld dol.
– To też efekt dużych zasobów magazynowych odzieży oraz popularności e-handlu, w którym stopa zwrotu zakupów przez klientów jest o 20 pkt. proc. wyższa niż w stacjonarnych sklepach – wyjaśnia McKinsey w raporcie.
W efekcie tworzą się ogromne zapasy ubrań, w czerwcu okazało się, że tylko H&M ma w magazynach towar za 4 mld dol. To woda na młyn sklepów typu off-price, które najczęściej oferują serie próbne, rzeczy, jakie pozostały po wyprzedażach, a często linie, które nigdy nie trafiły do regularnej sprzedaży.
– Rocznie mamy po kilkanaście kolekcji, do tego krótkie serie itp. Nie z każdym wzorem na wszystkich rynkach jest sukces,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta