Jak nie należy robić kampanii wyborczej?
Marek Migalski Winne są błędy sztabowców, konflikty partyjne i procedury
Dawno nie mieliśmy w Polsce kampanii, w której komitety wyborcze wykazywałyby się tak daleko posuniętą niekonsekwencją i ciągłą zmianą tematów debaty publicznej. Co rusz poszczególne partie zmieniały strategie i nie potrafiły przez dłuższy czas utrzymać jednego lejtmotywu swego politycznego przekazu. Zamiast wypełniać podstawowe zadanie kampanijne podkreślane w każdym podręczniku marketingu politycznego, czyli konsekwentnie powtarzać swój przekaz, prawie wszyscy prześcigali się we wrzucaniu do dyskusji coraz to nowych wątków i pomysłów.
Być może najbardziej widoczne było to w przypadku Koalicji Europejskiej, która w połowie kampanii przestała straszyć rodaków ewentualnym polexitem pod rządami PiS i zaczęła skupiać się na innych wątkach. Być może ktoś podsunął sztabowcom KE badania tygodnika „Polityka", z których jasno wynikało, że ten temat „nie grzeje", a być może ktoś w centrum decyzyjnym KE sam się w tym zorientował. Pozostaje faktem, że Schetyna i jego sojusznicy nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przestali eksploatować ten temat i zajęli się innymi.
Polexit został zastąpiony tematyką zdrowia oraz zapewnieniami, że opozycja wynegocjuje wyższy unijny budżet dla Polski, niż...
Archiwum to wszystkie treści publikowane w "Rzeczpospolitej" od 1993 roku.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum