Od cinkciarza do rozwiniętego rynku
W ciągu 30 lat nasz system finansowy przeszedł długą drogę od ulicznej wymiany walut do nowoczesności.
Change money, marki, dolary kupię... – tego typu oferty można było usłyszeć pod bankami na przełomie lat 80. i 90. XX w. od panów nazywanych cinkciarzami. Kurs wymiany w tego typu transakcjach był atrakcyjniejszy niż ten, który oferowały banki. Często jednak takie pokątne operacje, przeprowadzane w pośpiechu, sztucznym tłoku, specjalnie wytwarzanej atmosferze nerwowości, kończyły się tak, że kupujący zamiast pliku banknotów za swoje dolary czy marki dostawał pocięte kawałki gazet. Cinkciarz i jego pomocnicy natychmiast się ulatniali.
Oczywiście nie było mowy o transakcjach bezgotówkowych. Nie było kart kredytowych. Większość Polaków nie miała kont bankowych, pensje otrzymywali do ręki. Pieniądze na ich wypłaty do dużych zakładów pracy przywoziły co miesiąc konwoje bankowe.
Bez kont i kart
– Trudno nawet mówić o systemie finansowym 30 lat temu. Jego właściwie nie było – ocenia Wiesław Rozłucki, współzałożyciel i pierwszy prezes warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Giełdy też oczywiście jeszcze nie było. – Banki państwowe rozdzielały pieniądze zgodnie z planem przygotowanym przez państwo. Działały banki spółdzielcze, tam były jakieś kredyty, ale handel prywatny korzystał ze swoich kapitałów. Bardzo aktywny był czarny rynek kapitałowy – opowiada Wiesław Rozłucki....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta