Inflacja to nie powód, żeby trwać przy rosyjskich surowcach
Europa może zrezygnować z surowców z Rosji, nie rezygnując z ambicji dotyczących zielonej transformacji – ocenia Debora Revoltella, główna ekonomistka Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
W UE trwają próby uzgodnienia embarga na import surowców energetycznych z Rosji. Porozumienie wydaje się możliwe w przypadku ropy, w przypadku gazu jest odległe. Czy rzeczywiście rezygnacja z rosyjskich surowców byłaby dla Europy tak kosztowna, jak twierdzą sceptycy?
Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, jesteśmy skazani na mało precyzyjne szacunki. Na podstawie tabel przepływów międzygałęziowych, które publikuje EBC, można na przykład oceniać, że ograniczenie podaży gazu o 10 proc. spowodowałoby spadek wartości dodanej w strefie euro o 0,7 proc. To daje obraz wrażliwości gospodarki na zmiany podaży tego surowca. Obecnie 70 proc. gazu wykorzystywanego w Europie pochodzi z Rosji. Teoretycznie rezygnacja z tego importu miałaby więc potężny wpływ na gospodarkę Europy, ale wiadomo, że część zostałaby zastąpiona importem z innych kierunków.
Bardzo przydatne są w tym kontekście doświadczenia Chile z 2007 r., gdy podaż gazu z Argentyny – jedynego dostawcy na chilijski rynek – załamała się o 90 proc. Jak przypomnieli w niedawnym artykule Andrés Velasco i Marcelo Tokman, którzy byli wtedy ministrami w chilijskim rządzie, obniżyło to tempo wzrostu PKB Chile o około 1 pkt proc. Władze Chile ograniczyły koszt tego wstrząsu, przyspieszając budowę terminali LNG, zwiększając nakłady na inwestycje w odnawialne źródła energii oraz pozwalając niektórym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta