Wielki, ale nie jedynie jako Szu
Jan Nowicki, jeden z ostatnich gigantów XX wieku, zmarł w wieku 83 lat niedaleko rodzinnego Kowala na Kujawach.
Gwiazdę złotej ery Starego Teatru w Krakowie oraz spektakli Andrzeja Wajdy, Konrada Swinarskiego, Zygmunta Hübnera, Jerzego Jarockiego, filar Piwnicy pod Baranami, a ostatnio pisarza Polacy uwielbiają przede wszystkim za „Wielkiego Szu” Sylwestra Chęcińskiego.
Zagrał w tym filmie wychodzącego z więzienia szulera. Wystawiła go do wiatru żona, więc rusza po wielką kasę w peerelowski świat prywaciarzy, drogich samochodów, pięknych kobiet. Tytułową kreację Nowicki przeniósł później do wielu filmów, ale niektórzy zdziwią się, gdy przypomnę, co wielki aktor mówił o swojej najsłynniejszej postaci, choć trzeba pamiętać też, że był mistrzem kokieterii.
– Wiem, że zwłaszcza dla taksówkarzy, którzy mnie wożą, moimi największymi dokonaniami są „Wielki Szu” lub „Sztos”. A ja w wielu filmach zagrałem naprawdę tylko po to, żeby spotkać się na planie z atrakcyjną partnerką lub pojechać w nieznane miejsce. Bo kino jest prostackie. Na jednej kartce można spisać, o co tam chodzi.
Klasa mercedesa
Był królem życia i pięknie o nim mówił:
– Zacznijmy od tego, że życie jest karnawałem, podczas którego odbywamy taniec ze śmiercią w tle (…) Słuchaj, tak naprawdę jest coraz piękniej. I nie jest to optymizm rozpaczy. Pan Bóg dał trochę zdrowia, trzeba je wykorzystać. Przecież do grobu go nie zabiorę. Jak się ma trochę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta