Rzecznicy dyscyplinarni Ziobry już powinni być odwołani
Bez uregulowania statusu neosędziów nigdy nie wyjdziemy z kryzysu w wymiarze sprawiedliwości – kwestia ta będzie do nas wracała przez dziesięciolecia. Musimy jako państwo się z tym problemem zmierzyć – mówi sędzia Monika Frąckowiak.
Przez ostatnie lata walczyła pani o praworządność. Po wyborach została prezesem jednego z poznańskich sądów rejonowych. To bonus za poświęcenie, odwagę i walkę?
Jestem zdecydowanie przeciwna podejściu, że w „nagrodę” za walkę o praworządność miałoby się otrzymywać stanowisko prezesa sądu. Wybór prezesa winien wynikać z decyzji samorządu sędziowskiego – woli sędziów danego sądu, a nie arbitralnej decyzji ministra sprawiedliwości. W moim sądzie – jak też w wielu innych w Polsce – zorganizowane zostało zgromadzenie sędziów, którzy w wolnych, tajnych wyborach wskazali mnie większością głosów jako kandydatkę na prezeskę. Przede wszystkim jednak odejdźmy od traktowania ważnych i odpowiedzialnych stanowisk jako synekur – to prowadzi do patologii. Prezes może zrobić wiele dobrego dla funkcjonowania sądu, orzeczników, urzędników, ale wymaga to bardzo dużego zaangażowania. Ostatecznie nie można zapominać, że sędzią się jest, a prezeską bywa.
Jak pani ocenia tempo przywracania...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)