Rowiurkiem na Atlantydę
Rowiurkiem na Atlantydę
ANDRZEJ POPOW, ZDJĘCIA ANDRZEJ KRAMARZ/DOTYK
Od kiedy ubzduraliśmy sobie dwuosobowy rajd na Huculszczyznę, nikt nam nie szczędził przestróg. Najbardziej przypadła nam do gustu jednak ta, pochodząca z "Ilustrowanego przewodnika po Galicyi" Mieczysława Orłowicza, wydanego we Lwowie w 1914 roku. Orłowicz ostrzega: "Prawie każdy żonaty Hucuł ma kochankę (lubaska) i odwrotnie; stosunki erotyczne w rodzinie nie należą do rzadkości. (...) Przy takich stosunkach kiła stała się tu chorobą nagminną". Cóż, zobaczymy, jak się sprawy mają.
Niewiele może się równać z przyjemnością jazdy rowerem w ulewie. Wielkie krople uprzejmie pukają w nasze kaptury, nad asfaltem zakwita wodny pył, rozpryskujące się pod kołami kałuże oblewają stopy w sandałach miłym ciepełkiem. Spadamy do Wyżnicy stromymi zjazdami. Przez wiry i porohy tutejszych szos nasze dzielne "rowiurki" mkną jak ślizgacze. Rowiurkami ochrzcił je pewien tuziemiec przekonany, że mówi po polsku.
Asfaltówka niepostrzeżenie przechodzi w żwirówkę, a potem kamienistą polną drogę. Elektroniczny "spidometr", jak go tu zwą, wolniej liczy kilometry. I my przestajemy się spieszyć, wiemy już, że docieramy do celu naszej wyprawy, do najprawdziwszej Huculszczyzny, której serce bije...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta