Placówka
PLACÓWKA
W albańskich portach cumuje bieda i rdza. A także - występek GRZEGORZ ŁYŚ
Prąd w Durres wyłączany jest od miesięcy codziennie, zwykle około południa. Miasto i port szybko pogrążają się w odrętwieniu. Ustaje ruch na nadbrzeżach, pustoszeją ulice. Wzmaga się martwy, lepki upał i Durres coraz mniej przypomina port w sercu śródziemnomorskiej Europy, a coraz bardziej zapadły kąt w tropikach, jak z Conrada. Ale Stocznia Durres-Gdańsk, spółka joint-venture należąca w 51 proc. do Gdańskiej Stoczni Remontowej, dzięki własnym generatorom energii elektrycznej pracuje nieprzerwanie, dając świadectwo polskiej przedsiębiorczości i nieugiętej woli przetrwania. Nie zmogły jej zakręty albańskiej historii najnowszej.
U góry: W doku remontowym stoczni Durres - Gdańsk
Po prawej: Podczas rozruchów w 1997 roku. Opuściło wtedy kraj tysiące Albańczyków. To jedna z uciekających rodzin
Niegdyś te strony, w pobliżu cieśniny Otranto - między obcasem włoskiego buta i Korfu - nazywano rozdrożem morskiej Europy. Wzdłuż brzegów Morza Jońskiego i Adriatyku wiodły szlaki flot greckich, rzymskich i weneckich. Dziś wody albańskie są raczej morskimi bezdrożami. Nie zapuszcza się tu właściwie nikt, kto naprawdę nie musi. Do Vlory, Durres i Sarandy w miarę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta