Dwie połowy jednego życia
Błyskotliwego startu zawodowego może mu pozazdrościć dzisiejsze pokolenie młodych dyrygentów. Ale też pierwsze lata po II wojnie sprzyjały szybkim awansom. Ledwo zatem Jan Krenz skończył łódzkie konserwatorium, Julian Tuwim zaproponował mu kierownictwo nowo otwartego teatru muzycznego. Pracował w nim jednak tylko rok, gdyż dostał posadę dyrygenta nowej Filharmonii Poznańskiej, obok Stanisława Wisłockiego. Podczas pobytu w Poznaniu ówczesny dyrektor tamtejszej opery zaproponował mu wystawienie "Uprowadzenia z seraju" Mozarta. - W moim debiucie operowym zaimponowałem wszystkim - opowiada Jan Krenz - ponieważ na premierze zjawiłem się bez partytury i dyrygowałem z pamięci, co jeszcze nigdy w tym gmachu się nie zdarzyło.
Wkrótce potem otrzymał kolejne propozycje od dwóch wielkich artystów. Walerian Bierdiajew, już wówczas postać legendarna, chciał, by był u jego boku stałym dyrygentem Opery Poznańskiej. Jednocześnie nie mniej sławny Grzegorz Fitelberg postanowił ściągnąć go do Wielkiej Orkiestry...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta