Dopingowy wyścig zbrojeń
Robert Śmigielski, lekarz kadry olimpijskiej, o swoich obawach, czy sport bez niedozwolonego wspomagania jest możliwy
Rz: Gdy ktoś z polskiej ekipy jest wzywany na niezapowiedzianą kontrolę antydopingową, jak Mateusz Sawrymowicz, czeka pan spokojnie czy ciśnienie skacze?
Robert Śmigielski: Jeśli jest to zawodnik współpracujący ze mną, nie mam obaw. Niektórzy z nich używają leków teoretycznie niedozwolonych, np. rozkurczowych na oskrzela, ale wszystko jest zgłoszone do komisji medycznej i uzasadnione chorobą. Boję się tylko tego, że zawodnik może kombinować na własną rękę. Tu pewności nie ma nigdy.
Spotkał się pan z wieloma takimi przypadkami?
Do tej pory nie, w pływaniu nie mieliśmy takich problemów. Każdy sportowiec, którym się opiekuję, jest regularnie badany, wiem, jak trenuje, byłbym w stanie wychwycić niepokojące wyniki. Ale zawsze będą sportowcy, których skusi, by dodać coś od siebie.
Organizatorzy igrzysk zapewniają, że antydopingowe sito ma być w Pekinie gęste jak nigdy. Specjaliści od dopingu muszą się dobrze bawić, czytając takie zapowiedzi.
Tak już świat dopingu wygląda, że im szybciej kontrolerzy gonią, tym szybciej oszuści uciekają. Z tego, co słyszę, wynika, że pekińskie igrzyska mają być pokazem antydopingowej siły, nowych metod wykrywania. To już zresztą widać, zawieszenie grupy rosyjskich lekkoatletek jest najlepszym przykładem.
Niektórzy mówią, że to rosyjska wersja afery BALCO...
Jestem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta