Rodzina sama zbierała dowody
W 2002 roku – dwa lata po zaginięciu kobiety – prokuratura miała mocne zeznania wskazujące, że została zamordowana. Ale jak wiele innych dowodów zignorowała je. Akta zostaną sprawdzone – zdecydowała wczoraj Prokuratura Krajowa
Historię zaginięcia Katarzyny W. opisaliśmy wczoraj w „Rz”.
Wiele poszlak wskazuje, że mógł ją zabić mąż. Taką wersję przyjęła prokuratura. Ale przez osiem lat śledztwo nie ruszyło z miejsca. Śledczy wiedzieli na temat tej sprawy bardzo dużo. Zrobili jednak wiele, by jej nie wyjaśnić. Dziś ujawniamy szczegóły śledztwa oraz najmocniejsze dowody i poszlaki, które miała prokuratura. Jednak część z nich zignorowała.
Kłamstwo Marka i jego rodziny
Marek, mąż Katarzyny, kłamał podczas zeznań – czytamy w aktach sprawy, do których dotarliśmy. W pierwszej wersji twierdził, że spał z młodszym synem w pokoju na piętrze. Utrzymywał, że nie widział żony, kiedy ta feralnego dnia 9 czerwca 2000 r. wróciła od przyjaciółki.
Jak ustaliliśmy już cztery miesiące od wszczęcia śledztwa prokuratura i policja wiedziały, że Marek kłamie. Przesłuchana przez prokuratora córka Katarzyny powiedziała, że tata czekał na nią i mamę w pokoju na parterze.
Kilka miesięcy później prokuratura zdobyła drugi mocny dowód potwierdzający, że Marek mówi nieprawdę. Operator komórkowy Era GSM przekazał śledczym billingi rozmów męża Katarzyny. Okazało się, że w nocy, której kobieta zaginęła, dzwonił do swoich rodziców. Mało tego. Do Marka tej samej nocy dzwonił jego ojciec.
Prokuratura mogła już w 2000 roku sprawdzić, czy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta