Utracona cześć Władysława B.
Czy Polska popełnia błąd, przywiązując do osoby Eriki Steinbach tak wielkie znaczenie? Nie, ale powinniśmy to czynić od dawna i posługując się spokojnym, rzeczowym językiem
Mija półtora miesiąca od kryzysu na linii Berlin – Warszawa w sprawie Eriki Steinbach, a jednak mało kto głośno się zastanawia, czy rząd Donalda Tuska ma jakiś problem z Władysławem Bartoszewskim. Delikatna cisza wobec zachowania Bartoszewskiego wynikać może z dziwnej zamiany ról. Zwolennicy twardego stawiania kwestii historycznych wobec Niemiec milczą, bo w sumie zadowoleni są z ostrej postawy Bartoszewskiego. Z kolei zwolennicy „dialogu za wszelką cenę” – wcześniej zakochani w Bartoszewskim – teraz zakłopotani byli jego dyplomatyczną szarżą, a potem skalą niemieckiej niechęci wobec nestora polskiej dyplomacji.
Bartoszewski to postać, o jakiej niełatwo pisać krytycznie. Wszyscy, którzy poznali go bliżej, są pod wrażeniem jego bardzo ciepłej osobowości. Także i szacowny wiek – 86 lat – skłania do starannego doboru określeń, podobnie jak budzący respekt życiorys i wreszcie pomnikowy status pioniera dialogu polsko-niemieckiego i polsko-żydowskiego. Jednak były szef dyplomacji bywa skłonny do używania ostrego języka. Mimo wieku nie potrafi odsunąć od siebie ambicji uczestnictwa w aktualnej polityce.
Gdy w latach 1997 – 2001 Władysław Bartoszewski był senatorem Unii Wolności, jawił się raczej jako człowiek porozumienia centroprawicy niż osobisty nieprzyjaciel ZChN czy PC. Na początku tego wieku Bartoszewski skupiał się raczej na kwestiach miejsc pamięci narodowej, na dialogu polsko-żydowskim i wreszcie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta