Po ochłodę na śnieżne pustkowie
„Uwaga, białe niedźwiedzie!” – ostrzega znak stojący na obrzeżach Longyearbyen, największej osady na Spitsbergenie. To nie żart – od tego miejsca powinno się chodzić tylko z bronią
Pierwszego polarnego niedźwiedzia spotykamy już na lotnisku. Wprawdzie wypchany, ale zawsze. Stoi przy taśmie, na której wyjeżdżają bagaże. Następny miś zaprasza do odwiedzenia jednego ze sklepów w centrum Longyearbyen, a kolejny zdobi puszkę z piwem. Na prawdziwe trafić nam się nie udaje, chociaż często o nich słyszymy. Kiedy recepcjoniście w hotelu mówię o pomyśle wybrania się w pojedynkę na jedno z okolicznych wzgórz, chłopak patrzy na mnie, jakbym była niespełna rozumu, po czym wręcza ulotkę z sympatycznym miśkiem stojącym nad pokrwawioną zdobyczą. Wypadki rzeczywiście się zdarzają. Nawet odbywające się na Spitsbergenie doroczne maratony (najdalej na północ organizowane tego typu imprezy) mają specjalną ochronę „antyniedźwiedziową”.
W tej sytuacji chodzenie z bronią palną jest w tych rejonach konieczne. Przed supermarketem stoją nawet specjalne stojaki, na których można ją zostawić, a na drzwiach widnieje znak: „zakaz wnoszenia sztucerów”. Na niedźwiedzie jednak polować nie można. Są one pod ochroną, tak więc strzelić można ostrzegawczo w powietrze, a do zwierzęcia tylko w obronie własnej, gdy zbliży się do człowieka na mniej niż 50 metrów.
Bez drzew, bez dróg
Dwutysięczne Longyearbyen jest stolicą całego Svalbardu – położonego na Morzu Arktycznym norweskiego archipelagu, w którym największą wyspą jest właśnie Spitsbergen....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta