W końcu zabrakło nabojów
Trzydzieści, czterdzieści, a może sześćdziesiąt tysięcy ofiar? Nie znamy nawet przybliżonej liczby. W pierwszych dniach sierpnia 1944 r. Niemcy dokonali ludobójstwa na cywilnych mieszkańcach Woli. Zbrodnia ta nie doczekała się poważnych badań
Agnieszka Rybak
Jeszcze życie toczyło się normalnie – na tyle, na ile to możliwe pod koniec piątego roku okupacji. Fryzjer na Okopowej strzygł i golił brzytwą. Na Pańskiej krawcowa przyjmowała poprawki. W małej restauracyjce na rogu Spokojnej i Okopowej można było się napić kawy. Ulicami jeździły furmanki, a Chłodną – nazywaną Marszałkowską zachodniej Warszawy – mknął tramwaj. Ale ludzie wciąż mieli przed oczami to, co pozostało po getcie.
Czerwone budynki fabryk mieszały się ze skromnymi domami i kamienicami. Dla 11-letniego Wiesława Kępińskiego Wola była całym światem. Mieszkał z rodziną w drewnianym domku naprzeciwko parku Sowińskiego, a w jego okolicy żyła cała rodzina.
W fabryce Franaszka nadal produkowano kolorowy papier. Kazimierz Franaszek, potomek powstańca styczniowego, pozostał wierny dewizie: „U nas wszystko musi być najlepsze”. Podczas wojny wykorzystał to, że zakład nie przeszedł pod zarząd niemiecki, więc wykonywał znakomitej jakości podrobiony papier ze znakami wodnymi na potrzeby Armii Krajowej. Regularnie wypłacał pracownikom pobory, dbał o rodziny zabitych i więzionych, angażował się w wyciąganie ludzi z łapanek. Czuć było koniec wojny, kiedy wybuchło powstanie.
Byli zwykłymi ludźmi. Nie mieli żadnych ambicji politycznych. Nie chcieli być ministrami, wojewodami, starostami. Chcieli tylko żyć. I nie udało się. – Eugeniusz Trepczyński, lat 85, wysoki, z gładko zaczesanymi siwymi włosami,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta