Puszory, baboki i chechłacze
Co to szneka z glancem, gdzie się jada grule i co może robić agar w Krakowie – mówi „Rz” prof. Halina Karaś
Rz: Gdy poznaniak powie „tej”, a Ślązak i Kaszub „ja”, co ma powiedzieć mieszkaniec Warszawy?
prof. dr hab. Halina Karaś z Instytutu Języka Polskiego Uniwersytetu Warszawskiego, redaktor portalu Gwary polskie. Przewodnik multimedialny: Najpewniej powie „no”, ponieważ ten wyraz – „potakiwacz” – ma charakter ogólnopolski, potoczny. Mazowsze nie ma tu swojego odpowiednika. Ale „tej” i „ja” nie mają wcale tego samego znaczenia. „Tej” poznaniaka to wołacz od zaimka „ty” – sposób nawiązania wypowiedzi. „Ja” zaś, jak zapożyczenia z języka niemieckiego, używa się, by wyrazić akceptację, podziw, a nawet niedowierzanie, czyli zamiast ogólnopolskiego „tak”.
Ślązacy mają dwa różne słowa, które dla niewtajemniczonych brzmią podobnie: „jo” – „ja” i „ja” – „tak”. Ślązak powie więc „jo godoł”, a przytaknie, mówiąc: „Ja, ja”.
Dlaczego w Wielkopolsce ludzie pocieszają się słowami: „Nie płacz, nie płacz, kupię ci chechłacz”? Czy „chechłacz” to rodzaj lizaka?
Z chechłaczem jest problem. W różnych regionach oznaczał co innego, np. na Śląsku kijankę – przyrząd do prania bielizny. W słowniku gwary warszawskiej XIX w. chechłacz to tępy nóż. Stąd „chechłać” oznaczało „kroić tępym nożem”. Trudno pomyśleć, by za pomocą tych przyrządów ktoś kogoś pocieszał. Spotkałam się też z wyjaśnieniem, najbardziej prawdopodobnym, że kiedyś był to płócienny...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta