Swój dom chyba obroniłem
Jak mieszkaniec Konina uratował przed powodzią dobytek
– Miałem do wyboru: albo ten dom zostawić, albo zacząć o niego walczyć. Gdybym wyjechał, za kilka tygodni musiałbym wrócić spychaczem i zepchnąć to wszystko do rzeki, bo do niczego by się już nie nadawało. Postanowiłem powalczyć – wspomina Mariusz Bartczak z Konina.
Kilka dni temu zadzwoniła do niego koleżanka z Niemiec: „Widziałam twój dom, mignął mi w telewizji, ale nie chciałam wierzyć”. – Bo chyba rzeczywiście trudno uwierzyć, że ktoś może się okopać na rzece – wzdycha pan Mariusz.
Za barykadą sucho
Osada 3 leży na skraju Konina, właściwie już poza miastem. Parkujemy samochód przy wejściu na wał przeciwpowodziowy. Kilkanaście metrów stąd skrzy się w słońcu wielka woda.
– Rzeka jest jakieś 600 m dalej. Nigdy tutaj nie sięgała. Aż do teraz – tłumaczy Bartczak.
Początkowo skaczemy z kamienia na kamień. Potem pakujemy się do pontonu i ciągniemy za linę rozwieszoną między płotem i domem. Gospodarz brodzi obok ubrany w wodery (nieprzemakalne ubranie: połączone ze sobą gumowe buty i spodnie). Woda sięga mu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta