Kaczyński „wychodzi” na lewicę
Przytłaczająca większość elektoratu Kaczyńskiego nie ma wątpliwości. Cokolwiek prezes uczyni, ludzie ci przełkną bezboleśnie. To bezkrytyczni wielbiciele, żarliwi adoratorzy, wręcz wyznawcy – pisze publicysta
Najnowsze umizgi Jarosława Kaczyńskiego do postkomunistycznej lewicy – która z dnia na dzień raptem przestała być postkomunistyczna – nieodparcie przywodzą mi na myśl romansowe koncepty mego szkolnego kolegi. Ów przemyślny młodzian kładł na chodniku monetę, a widząc nadchodzącą atrakcyjną dziewczynę, wołał: „Zgubiła pani dwa złote”. Gdy zaś dziewczę pochylało się nad rzekomą zgubą, darząc szarmanckiego znalazcę pełnym wdzięczności spojrzeniem, ten triumfalnie pointował: „A nie, nie, pani się pomyliła, to mój pieniążek”. Łacno się domyślić, jakie efekty przynosiła ta wysoce niekonwencjonalna metoda podrywu. Sądzę, że konkury prezesa zakończą się podobnie.
Wyborcy z sekty
Wszelako tak nagła i radykalna zmiana frontu, jaką zaordynował lider PiS, musiała w zwartych szeregach jego zwolenników wywołać nielichą konsternację. I rzeczywiście, zwłaszcza z „terenu”, wprawdzie nieśmiało jeszcze, dochodzić jęły pierwsze pomruki. Wątpliwości owe wypowiadane są przez zbitych z tropu lokalnych działaczy szeptem, najwyżej półgębkiem. Nieco śmielej wyrażają je niezłomni publicyści, nadal straceńczo tkwiący w okopach IV RP, choć niedawno tak sromotnie porzucił je sam główny wódz oraz pierwszy ideolog. Tu i ówdzie przebąkuje się tak niewyobrażalne herezje, jak obawa, iż prezes „przekombinował” albo nawet „strzelił sobie w stopę”.
Staram się rozumieć rozgoryczenie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta