Podróże uczą wszystkiego
Agnieszka Radwańska. Najlepsza polska tenisistka opowiada o kontuzji, nowym domu i o tym, że życie bez gry znaczy dla niej tyle co nic
Rz: Noga jeszcze boli?
Agnieszka Radwańska: Tym bardziej, im więcej robię. Czasem nagle puchnie jak bania. Ale chcę wrócić na kort, już gram. Tkanki się zagoiły, więc nie zrobię sobie krzywdy. Wybieram się na Australian Open.
Twarda pani jest. Złamanie zdarzyło się w sierpniu, a grała pani do października.
Ból to wróg?
Codzienność. Ciągle coś dokucza: naciągnięte mięśnie, przeciążone stawy, zapalenia. Nauczyłam się z tym żyć. Czasem boli tak, że nic nie pomaga.
Jak w zeszłym roku przed operacją dłoni.
Bez zastrzyków nie mogła pani chwycić rakiety.
Drzwi nie mogłam otworzyć! Bolała nawet przy myciu zębów. Ale dziś wytrzymuję więcej niż kilka lat temu. Było już tyle zabiegów, igieł. Już się nie boję. Nawet nie muszę nastawiać się psychicznie.
Przecież ból to ważna informacja, mówi: przestań, ratuj się. A pani robi odwrotnie.
Są mecze, które muszę dokończyć.
Naprawdę pani musi? Czemu tak długo grała pani ze złamaną kością?
Oczywiście nikt nic nie musi, to wybór. Ale czasem warto wytrzymać, bo regulaminy przewidują dotkliwe konsekwencje za nieobecności. Dopiero po pięciu tygodniach poszłam na prześwietlenie. Myślałam, że stopa boli przez ciężkie mecze na twardych kortach, nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Aż do dnia, gdy wstałam z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)