Od więźniów sumienia do więźniów biedy
Obchodząca właśnie 50-lecie istnienia Amnesty International nie deklaruje się jako przeciwnik kapitalizmu i zwolennik nowoczesnej lewicy, ale od lat stawia się po jej stronie
Na początku był gniew i odruch moralnego sprzeciwu. A zaraz potem naiwna – jak się mogło wydawać – wiara, że napisanie otwartego listu w obronie nieznanego człowieka więzionego za przekonania może skłonić dyktatora do wypuszczenia ofiary na wolność. W nadchodzących latach listów podpisywanych przez ludzi na całym świecie miały być miliony, a powstawały według podobnego wzoru: „Wiemy, że uwięziłeś X. Wiemy, że osoba ta jest przetrzymywana bezprawnie. Ostrzegamy: Będziemy pisać, dopóki nie wypuścisz ich na wolność”.
Tak się zaczyna historia najważniejszej organizacji obywatelskiej XX wieku. Mit założycielski Amnesty International głosi, że w listopadzie 1960 r. brytyjski prawnik Peter Benenson jadąc londyńskim metrem, przeczytał w dzienniku „The Daily Telegraph” o dwóch portugalskich studentkach, które trafiły do więzienia za wzniesienie „toastu za wolność”. Nie wiadomo, czy to prawda, późniejsi badacze nie znaleźli takiego artykułu w gazecie z tamtego okresu (informacje o Portugalkach były, ale w „Timesie”), ważne, że kilka miesięcy po rzekomej przejażdżce metrem Benenson napisał tekst do gazety niedzielnej „The Observer”, w którym po raz pierwszy pojawiły się sformułowania „zapomniani więźniowie” (forgotten prisoners) i „więźniowie sumienia” (prisoners of conscience).
Benenson apelował do czytelników o pokojowy protest przeciwko więzieniu ludzi za przekonania. Odwołując się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta