Detektywi w służbie miłości
Rok temu umarł Robert B. Parker, odnowiciel amerykańskiego czarnego kryminału. Przez lata był „nowym Chandlerem”. Ciekawe, ile lat minie, aż krytycy obwołają jakiegoś młodego i wielce utalentowanego pisarza „nowym Parkerem”
Jednym z najlepszych żartów Roberta B. Parkera – a było ich wiele – jest fotografia, którą przed laty uatrakcyjniał tylne okładki swoich powieści. Widnieje na nich wielki, ponury brzuchacz w skórzanej kurtce oraz ciemnych okularach kryjących wrogie – zapewne – spojrzenie, w dodatku trzymający na krótkiej smyczy psa o wyglądzie zabójcy. Wygląda na nim jak stereotypowy Zły Biały Glina; taki, co to za moment skopie jakiegoś Murzyna, wrzeszcząc „moje miasto nie jest dla czarnuchów!”, albo wyjmie spod pachy nienotowaną trzydziestkę ósemkę bez numerów (nie do wytropienia!) i zastrzeli jakiegoś gówniarza za to, że porysował mu samochód.
Być może niektórzy czytelnicy tak właśnie wyobrażają sobie prawdziwego autora kryminałów. Jeżeli tak, to szkoda zarówno ich, jak i książek, które czytają. Parker zakpił z nich przednio, bo owo podejrzane indywiduum ze zdjęcia to w rzeczywistości człek przeuroczy i uprzejmy, były wykładowca uniwersytecki, autor dysertacji o prozie Dashiella Hammetta i Raymonda Chandlera oraz wykonawca brawurowo obciachowej wersji standardu „Moon River”, który wraz z synem Danielem (aktorem) zaśpiewał kiedyś na potrzeby akcji charytatywnej (jestem dumny, że należę do elitarnego grona trzydziestu czterech użytkowników YouTube, którzy wysłuchali tego niezwykłego utworu. Obiecuję – kupię całą płytę „Songs That...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta