Co kręci polskich ryzykantów
100 km/h na nartach i z paralotnią nad głową. Nurkowanie pod lodem. Bez szpanu i pozerstwa
Jutro na stoku Laworta w Ustrzykach Dolnych odbędą się pierwsze, nieoficjalne mistrzostwa Polski w speedridingu. – To nowa dyscyplina, w Polsce uprawiana przez garstkę zapaleńców – mówi Wacław Kuzło, jeden z organizatorów imprezy.
Speedriding łączy narciarstwo i paralotniarstwo. Jak mówią sami speedriderzy: mieszanka wybuchowa. – Bo można zjeżdżać z góry, a tam, gdzie nie da się zjechać, można wznieść się w powietrze – opowiada Kuzło.
Osiągane podczas zjazdu prędkości znacznie przekraczają 100 km/h. – To niezwykle niebezpieczny sport, dlatego do jego uprawiania potrzebne jest nawet wieloletnie przygotowanie. W dodatku nie można się go nauczyć na własną rękę. Ale warto, bo narciarstwo ze skrzydłem nad głową dostarcza wielkich emocji – podkreśla Kuzło.
A na tym najbardziej zależy miłośnikom niekonwencjonalnych dyscyplin sportowych. – Chodzi o to, by przeżyć coś więcej, skosztować adrenaliny – przyznaje Kazimierz Pawłowski, redaktor naczelny portalu 4risk.net zajmującego się sportami ekstremalnymi. Choć przyznaje: – Każdą dyscyplinę można tak zmodyfikować, by została zakwalifikowana do ekstremalnych. Najważniejszy więc wydaje się cel: uprawianie sportu nie dla rywalizacji czy pieniędzy, ale wrażeń.
Na świecie za prekursorów sportów ekstremalnych uważa się Nowozelandczyków. W Polsce skoki ze...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
