Kibic nasz pan
Chuligani są tak trudnym przeciwnikiem, bo to jedyna w polskim futbolu grupa, która się potrafi zjednoczyć dla czegoś więcej niż obrona stołków i zarabianie – ocenia publicysta „Rzeczpospolitej”
Jeden jest dyżurny przykład długiej i dobrej walki o spokój na stadionach – angielski. A i on przekłamany, bo przywoływany tyle razy, tak upraszczany, że się oderwał od rzeczywistości.
Tak, Margaret Thatcher wypowiedziała w połowie lat 80. wojnę chuliganom. Wzywała do traktowania rozrabiających kibiców jak przestępców, przeforsowała pierwszą specjalną ustawę piłkarską w 1989 roku, wprowadziła zakazy stadionowe. Ale to nie ona tę wojnę wygrała, w miarę spokojnie zrobiło się w angielskim futbolu dopiero w XXI wieku. Thatcherowską ustawę trzeba było poprawiać kilka razy, ostatni w 2006 roku.
Nie jest też prawdą, że na angielskim stadionie jak tylko podniesiesz na kogoś rękę, wbiegniesz na boisko czy czymś rzucisz, to do końca życia nie będzieszchodził na mecze. Albo że za przeskoczenie ogrodzenia dostajesz grzywnę tak wysoką, że się ją spłaca latami.
Nie, zakaz chodzenia na mecze może trwać od trzech do dziesięciu lat, nigdy dożywotnio, a kara za skok przez wspomniany płotek wynosi 1500 funtów. Jest wysoka, ale bez przesady. Nie chodzi o terror, tylko o umowę społeczną: ty nie rozrabiasz, my cię traktujemy jak człowieka. Możesz pić alkohol, ale nie możesz się upić. Nie przeszukujemy cię jak terrorystę, bo ufamy, że niczego nie rzucisz. I tak dalej.
Zostaniesz sam
Oczywiście były też w Anglii pomysły, żebyś nie pił nic, żeby ten płotek był pod...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta