Lewica w gorsecie poprawności
Czołowi politycy SLD zaczęli udawać, że są kimś innym, lepszym od środowiska, z którego wyrośli, czyli od ludzi broniących dorobku Polski Ludowej. Szukali sobie lepszego towarzystwa – pisze socjolog i publicysta
Kto dziś pamięta, że była taka partia, różnie się nazywała, miała w akronimie literę „D": UD, PD, LiD. Ten ostatni skrót oznaczał połączenie z SLD. Pomysł okazał się „do de" i została tylko „GW", która napisała ostatnio, po wyborze Leszka Millera: „dlaczego sympatyk lewicy musi dziś wybierać między towarzyszem Szmaciakiem z SLD a jakobińskim antyklerykałem od Palikota. Lewica zasługuje na więcej".
Chciałoby się zapytać – więcej czego? Chyba nie upokorzeń, bo tych było w nadmiarze. Mówili wyniośle, z pańska, że Sojuszowi mniej wolno, jeśli proponowali mezalians – to z „wielkimi indywidualnościami lewicy". Jak to zwykle bywa z nieodwzajemnioną miłością, reagują z wściekłością. Widać jeszcze im nie przeszło, dobijali Napieralskiego niemal codziennie, bo „aparatczyk", teraz rzucili się na Millera. Wolą Kalisza, wiadomo, ogromna „indywidualność lewicy", ikona dobrostanu.
A propos, co „sympatyk lewicy musi dziś wybierać"? Media wypełniły się tekstami o starciu dwóch wizji: Millera i Kalisza. Jako sympatyk lewicy uważam, że obie mają nikłe szanse, chyba że...
Zalążek klęski
Zanim dokończę zdanie, przedstawię skróconą diagnozę sytuacji – po wojskowemu – „ocenę położenia", bo partia przecież „leży". Stoczyła się po równi pochyłej ze szczytu w roku 2001. Elektorat lewicy mobilizowało...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta