Nie bójmy się Stanów Zjednoczonych Europy
Jako Polacy mamy wybór: czy podążać drogą pogłębienia integracji z zachodnią Europą, aby na wieki zapewnić pokój i dobrobyt naszym obywatelom, czy pozostać krajem, który wciąż się miota pomiędzy Wschodem a Zachodem – twierdzi polski dyplomata
Berlińskie przemówienie ministra spraw zagranicznych wywołało w Polsce burzę. Także na łamach „Rzeczpospolitej" liczni publicyści, a nawet liderzy partii opozycyjnych, poddali je gruntownej krytyce. Czy argumenty wykorzystywane przeciwko Radosławowi Sikorskiemu są jednak wewnętrznie spójne?
Nic nowego
Zacznijmy od kwestii podstawowej – federalizacji Unii. Krytycy ministra są tą wizją zdziwieni i oburzeni. Dlaczego? Czyżby nie zdawali sobie sprawy, że od samego początku proces integracji europejskiej jest stale pogłębiany, czy tylko udają, że nigdy nie byli tego świadomi? Polska przecież nie przystępowała do wspólnoty, której kształt został już raz na zawsze określony. Weszliśmy do Unii w trakcie mocno zaawansowanej przebudowy, mającej ją coraz bardziej dostosować do unii politycznej.
W swoim berlińskim przemówieniu Radosław Sikorski nie powiedział niczego nowego na temat federalizacji Unii poza tym, co już opublikował w 2007 r. w książce „Strefa zdekomunizowana". Wyraźnie stwierdził w niej, że „pożądana jedność europejska powinna polegać na tym, że uznajemy dodatkowy szczebel identyfikacji – z Europą – a nie na tym, że ta identyfikacja zastępuje wszystkie inne. [...] Amerykańskie przysłowie mówi, że jeśli coś wygląda jak kaczka i kwacze jak kaczka, to jest kaczką. Jeżeli więc instytucja ma swoją flagę, parlament, służbę dyplomatyczną, zalążki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta