Przyjechali, zobaczyli, zwyciężyli
Kenijczycy po raz pierwszy pojawili się w głównym biegu Festiwalu i wygrali maraton jak chcieli. Pierwszy był Vincent Kipchirchir, jeden z wielu trenujących w sławnym ośrodku w Eldoret
To nigdy nie będzie bieg po maratońskie rekordy. Trasa jest w Polsce znana, atestowana, start i meta na Deptaku, ale po drodze przeszkadza trochę wzniesień, najtrudniejsze miejsce to końcowy podbieg pod „Romę", tam zwykle silni atakują, słabsi przegrywają. Najwyższy punkt – 698 m n.p.m., czyli 140 m wyżej niż w Krynicy.
Taki maraton dość trudno sklasyfikować, po prostu ma wyjątkowy lokalny urok, wsparty beskidzkimi krajobrazami.
Jak we wszystkich biegach festiwalowych, liczba startujących w tym roku znacząco wzrosła – na starcie było ich prawie 500, nie ukończyło rywalizacji tylko kilkanaście osób.
Widok kenijskiej piątki w pierwszej linii działał na wyobraźnię. Biegacze z Afryki nie zawiedli. Po i przed biegiem cisi, skromni, nieśmiało spacerujący gdzieś bokiem przy Deptaku, na trasie stworzyli drużynę, która bez trudu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta