Cierpią i wracają
W niedzielę finał Tour de Ski, wspinaczka pod górę. Ponad pół godziny cierpienia. Justyna Kowalczyk walczy o czwarte z rzędu zwycięstwo.
Korespondencja z Val di Fiemme
Nadchodzi zawsze w pierwszą lub drugą niedzielę stycznia. W kolarskim Tour de France na ostatnim etapie jest pakt o nieagresji i rozlewanie szampana.
A w Tour de Ski – wyścig o wszystko, na trasie uważanej za najtrudniejszą na świecie.
To niby tylko 9 kilometrów, żaden dystans dla biegaczy. Start ze stadionu w Lago di Tesero, na którym za niecałe dwa miesiące będzie się zaczynać i kończyć walka o medale mistrzostw świata w Val di Fiemme. Potem spokojny bieg wzdłuż rzeki, fragmentem trasy jednego z najsłynniejszych narciarskich maratonów, 70-kilometrowej Marcialongi.
Ale po przejechaniu ponad 5 km i skręcie w lewo staje się przed ścianą płaczu. Tam zaczyna się slalomowy stok na górze Alpe Cermis: trasa wyznaczona chorągiewkami i niebieskimi liniami na śniegu, wszystko jak w narciarstwie alpejskim.
Spęd bydła
Tyle że trzeba tutaj pruć pod górę, do mety przy środkowej stacji kolejki linowej. Różnica wzniesień to aż 400 metrów. Po obu stronach szpaler widzów, stoiska z włoskimi przysmakami, dymiące garkuchnie. A narciarze biegną środkiem tego pikniku, pilnując, żeby nie zgubić rytmu, bo miejscami jest tak stromo, że można się osunąć ze stoku. I żeby nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta