Jak wygraliśmy powstanie
Lektura trzech nowych powieści o Powstaniu Styczniowym przynosi paradoksalne wrażenia. Im autor jest dalszy od wydarzeń historycznych, tym większe jego książka wywołuje emocje u czytelnika
Każdy polski autor, piszący o Powstaniu Styczniowym, musi mieć w tyle głowy Stefana Żeromskiego. Jego „Wierną rzekę", „Urodę życia" czy kanoniczne opowiadanie „Rozdziobią nas kruki, wrony". I każdy doskonale rozumie, że tak się dziś pisać nie da. Żeromski chciał wstrząsnąć opinią publiczną (co mu się zresztą udało), pokazując antyheroiczny obraz zrywu i chłopską nienawiść do powstańców. Do tego pisał autor „Przedwiośnia" w modernistycznej manierze i dla kilku już pokoleń licealistów jego stylistyka jest tematem drwin (choć były przecież czasy, kiedy go wielbiono). Tak czy owak, przystępując do czytania powieści Tomasza Łysiaka, Adama Przechrzty i Konrada T. Lewandowskiego, można się było spodziewać, że ich powieści będą w wyraźnej opozycji do obrazu powstania, jaki stworzył Żeromski i jaki zapadł autorom w pamięć podczas przymusowych szkolnych lektur. Bo przecież mimo wszystkich irytujących manieryzmów są to jednak teksty, które robią wrażenie.
Jednocześnie mogłoby się zdawać, że pisarze podejmą trop, jakim szedł Władysław Lech Terlecki (a w jakimś stopniu w „Kompleksie polskim" również Tadeusz Konwicki). Niesłusznie zapomniany pisarz, który w swoich psychologicznych powieściach, takich choćby jak „Dwie głowy ptaka", pokazywał moralne dylematy uczestników powstania i splątany węzeł polsko-rosyjskich spraw, gdzie nic nie było, wbrew temu, co...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta