Nawet nie wiem, jak to opisać
Kamil Stoch o złocie, krzyku, bólu głowy, porównaniach do Małysza i o tym, dlaczego nie można do niego mówić: mistrzu
W sobotę były łzy, bo na średniej skoczni uciekł medal. Teraz pan płakał ze szczęścia?
Kamil Stoch: Nie, łzy nie poleciały, ale była taka burza uczuć, że ledwo ochłonąłem. Teraz czuję, jak zaczyna mnie boleć głowa. Jakbym czymś w nią dostał. Kiepsko spałem tej nocy, obudziłem się rano w jakimś dziwnym humorze. Ale z godziny na godzinę się rozkręcałem i robiłem się bardziej do życia. Piękny dzień, wszystko ułożyło się, jak chciałem. Obydwa skoki były jednymi z najlepszych w sezonie. A poziom konkursu był znakomity.
Za pierwszy skok od jednego z sędziów dostał pan dwudziestkę.
Pierwszy raz w życiu. Pierwszy raz też skakałem z belki obniżonej na żądanie trenera, ale nie zauważyłem tego, dowiedziałem się dopiero w szatni. Byłem skupiony na tym, co mam zrobić.
Pamięta pan, jak w Sapporo w 2007 roku wskoczył pan po złotym medalu na Adama Małysza, o mało go nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta