Dwie strony Bugu
To, że bez śladu może zniknąć cała wieś, wydaje się dziś czymś niepojętym. A jednak tak właśnie się stało. Na Wołyniu Polacy byli i nagle być przestali. Zatarciu uległy także niemal wszystkie ślady po nich.
Przed ubiegłorocznymi październikowymi wyborami parlamentarnymi w centrum Lwowa zgromadziły się tysiące zwolenników nacjonalistycznej „Swobody". Na każdej latarni wisiały flagi z symbolem UPA i słowami „70 lat". Jeden z mówców wołał do mikrofonu: – Sława Ukraini! (Sława Ukrainie!). Tłum odkrzykiwał: – Herojam sława! (Sława bohaterom!). Inny przekonywał: – Czcimy Banderę, Szuchewycza, Konowalca!...
Można było odnieść wrażenie, że tradycja Ukraińskiej Powstańczej Armii triumfuje.
Bandera i Konowalec byli przed wojną liderami Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, a ten ostatni organizował antypolskie akcje dywersyjne w Galicji Wschodniej w latach 20.; Szuchewycz dowodził UPA i obwinia się go o to, że faktycznie zaakceptował masowe mordy jako formę „usunięcia" Polaków z Wołynia, a sam nadzorował później podobne akcje w Galicji Wschodniej. Jeśli to mają być najważniejsi ukraińscy bohaterowie, to czy można się dziwić, że ludzie wynoszący ich na pomniki nie chcą zaakceptować kluczowych faktów o zbrodni wołyńskiej?
Kto mordował?
Gdy w 2009 r. prezydenci Polski Lech Kaczyński i Ukrainy Wiktor Juszczenko składali kwiaty pod granitowym krzyżem upamiętniającym wymordowanych mieszkańców podlwowskiej Huty Pieniackiej (w lutym 1944 r. ukraińscy esesmani lub policjanci zamordowali tam blisko 900 osób), kilkaset...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta