Historia? Seks & przemoc
Serial historyczny to najlepszy pretekst, by pokazywać to, czego w telewizji pokazywać się nie powinno: najdziksze perwersje i najstraszliwsze zbrodnie. Co więcej, można to robić, wiernie odtwarzając realia.
W „Superprodukcji" Juliusza Machulskiego szemrany producent filmu Dzidek Niedzielski (Janusz Rewiński) szuka patentu na przyciągnięcie widzów do kin. Ponieważ rzecz dzieje się w czasach, kiedy triumfy na ekranach święcą kolejne ekranizacje lektur szkolnych, od „Pana Tadeusza" po „Przedwiośnie", postanawia obrazowi dać tytuł „Latarnik". Pochodzący oczywiście z nowelki Sienkiewicza, która z opowieścią o dziewczynie robiącej karierę na ringu bokserskim nie ma nic wspólnego. A żeby jeszcze zwiększyć rynkowe szanse filmu, cwaniak dodaje do tytułu: „seks & przemoc", uznając, że zawarł w nim wszystkie elementy niezbędne do frekwencyjnego sukcesu.
I słusznie, bo ta recepta często się sprawdza. Nie tylko w kinie. W telewizji podobnie kombinują dziś producenci seriali, zwłaszcza tych historycznych. Ich cykle są globalnymi superprodukcjami z budżetami liczącymi dziesiątki milionów dolarów i z największymi gwiazdami w rolach głównych. Kosztują tak dużo, że dobry scenariusz, pierwszoligowi aktorzy czy starannie odtworzone stroje i wnętrza z epoki nie wystarczają. Potrzebne są także seks & przemoc.
Weźmy choćby przykład najnowszy i stosunkowo mało drastyczny: serial „Świat bez końca" (nadawany po „Wiadomościach" przez Jedynkę). Jest to europejska superprodukcja z budżetem 50 milionów dolarów na podstawie bestselleru Kena Folleta,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta