Głos jest jak dobre wino
PETER WEDD | Tenor opowiada, co fascynuje go w postaci Lohengrina i dlaczego woli go od bohaterów włoskich oper.
Lohengrin to pana pierwsza duża rola wagnerowska?
Peter Wedd: Śpiewałem Sternika w „Holendrze Tułaczu" i Frohego w „Złocie Renu", ale dopiero Lohengrin jest prawdziwym wyzwaniem, ale i radością. Odpowiada mojemu głosowi, czuję się w tej roli wręcz komfortowo.
Dostał pan bardzo dobre recenzje po premierze „Lohengrina" w Welsh National Opera w Cardiff.
Staram się nie interesować tym, co twierdzą krytycy. Jeden z moich mądrych profesorów mawiał: – Złe recenzje cię zniszczą, dobre niepotrzebnie wyniosą w górę. Raczej więc inni donoszą mi, że ktoś dobrze o mnie napisał. Nie ukrywam, że miło to słyszeć.
Kiedy zaczynał pan śpiewać, marzył o wagnerowskich bohaterach?
Absolutnie nie. Moja droga nie była zresztą typowa. Pierwsze poważne lekcje śpiewu zacząłem brać, mając 25 lat, ale u świetnego profesora, ucznia wielkiego tenora...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta