Broker nadziei Węgrów
Kampania wyborcza pokazała, że Viktor Orbán nie ma dziś z kim przegrać. Fidesz bezwzględniei brutalnie wykorzystał dostępne środki. Tym razem na sukces prawicy zapracowała także opozycja – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.
Wynik niedzielnych wyborów parlamentarnych na Węgrzech jest łatwy do przewidzenia. Pytaniem pozostaje jedynie skala zwycięstwa Fideszu i osobiście Viktora Orbána.
Tego, czy uda mu się znów zdobyć większość konstytucyjną, czy też będzie musiał się zadowolić „tylko" większością zwykłą, dowiemy się już w niedzielę wieczorem. I to znacznie szybciej niż w czasie poprzednich wyborów, bowiem zmieniona ordynacja wyborcza zlikwidowała drugą turę, odchudziła parlament o połowę (do 200 mandatów) i uprościła jeden z najbardziej zawiłych systemów wyborczych w Europie. Przeciwnicy polityczni twierdzą, że Fidesz zmienił przepisy, powodując, że system daje jeszcze większe fory zwycięzcy, ale przecież prędzej czy później z tych samych zasad skorzystają też inni. Nie mówiąc o tym, że nikt nie oskarża o brak demokracji np. Wielkiej Brytanii, gdzie system wyborczy jest skrajnie nieproporcjonalny.
Zmiana ordynacji to tylko fragment zmian, które przeprowadził Fidesz w ciągu ostatnich czterech lat, realizując „rewolucję w kabinie wyborczej" – jak wybory z 2010 r. nazwał Viktor Orbán. W kraju zmieniono 700 ustaw i praw – od konstytucji i kodeksu cywilnego po ustawę medialną. W oczach opozycji i większości obserwatorów zagranicznych był to też proces bezwzględnego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta